sobota, 15 września 2012

Rumunia Autostopem.

Długo zabierałem się do zrelacjonowania mojego sierpniowego autostopa w Rumunii, ale w końcu się udało. Post powstaje głównie z powodu braku aktualnych informacji na temat stopowania w tym kraju.

Nasza podróż (para damsko - męska, ze względu na łatwość podróżowania) rozpoczęła się 10 sierpnia od nocnego kursu Polskiego Busa z Warszawy do Rzeszowa. Następnie pociąg do Przemyśla gdzie byliśmy o 10 rano. Z dworca bus na przejście graniczne w Medyce, a stamtąd kolejny do Lwowa.
Kilkugodzinny spacer po Lwowie i nocny pociąg do miejscowości Sołotwyno, która jest przejściem granicznym z Rumunią.
Miał być autostop, a jak na razie przejazd komunikacją - dlaczego? Już tłumaczę, po pierwsze, ze względu na to, że jechaliśmy nocą, po drugie, ze względu na ceny. Odpowiednio wcześniej zarezerwowany Polski Bus 15PLN, pociąg Rzeszów - Przemyśl - 17PLN, bus do Medyki - 2PLN, bus do Lwowa 24UHA i pociąg Lwów - Sołotwyno - 80UHA (najdroższy bilet, przedział 4osobowy, choć byliśmy w nim sami :), sypialny). Czyli całkowity koszt Warszawa - przejście graniczne z Rumunią wyniósł ok. 87PLN, a można taniej, jeśli wybierzesz wagon o gorszych warunkach - ale uwaga podróż pociągiem trwa 13 godzin).
W ten sposób rankiem 12 sierpnia - niedziela - przekraczaliśmy granicę ukraińsko - rumuńską (Sołotwyno - Syhot Marmorski). Na przejściu granicznym, jeszcze mała niespodzianka - nie wpisali nas w system w Medyce i nie było nas oficjalnie w Ukrainie - 2 godz czekania na wyjaśnienie sprawy, która dotyczyła jeszcze 5 polaków, którzy zmierzali w góry.
Jeszcze parę słów o pieniądzach - leje rumuńskie -RON - w Polsce nie są popularne i dlatego drogie w Warszawie przed wyjazdem przelicznik 1:1 sprzedawane po 100RON. Warto jednak zakupić euro i sprzedać w Rumunii - wyjdziemy zdecydowanie na plus - dostaniemy nawet ponad 10% więcej w porównaniu zakupu RON w Polsce. Jednak Uwaga!!! w niedzielę w Rumunii nie wymienimy waluty, warto wziąć to pod uwagę.

Niedziela. W Sighetu Marmatiei odwiedziliśmy Miejsce Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu Sighet, które mnie nie zachwyciło, poza salą przedstawiającą polska Solidarność. Następnie Sapanta i słynny już Wesoły Cmentarz, który mimo deszczu robił wrażenie. Podobnie jak miejscowość, którą widzieliśmy tylko z samochodu Huta-Certeze - gdzie powala wielkość i przepych domów się tam znajdujących, gdzie na podjazdach bez problemu zobaczymy Ferrari i Corvetty - doskonały przykład dużego rozwarstwienia społeczeństwa rumuńskiego. W ten sposób dotarliśmy do Satu Mare, gdzie spędziliśmy noc. To było zaledwie 105km przejechane 3 autami w czasie około 4 godzin (razem ze zwiedzaniem Wesołego Cmentarza).
Wesoły Cmentarz Sapanta

Wesoły Cmentarz Sapanta

Wesoły Cmentarz Sapanta

Wesoły Cmentarz Sapanta


Poniedziałek. Ok 11 z przystanku autobusowego na wylotówce z Satu Mare startujemy dalej. Po kilkunastu minutach zatrzymuje się TIR, z którym zmierzamy na przedmieścia Zalau. ok 20 minut (nie ciekawe miejsce do łapania) i mamy dostawczaka, który zabiera nas do Cluj-Napoca, jednak mówi wyłącznie po rumuńsku i nie możemy się z nim dogadać i jesteśmy zmuszeni do korzystania z komunikacji miejskiej Cluj-Napoca (tracąc trochę czasu). Cluj-Napoca to przykład betonowych blokowisk utworzonych za czasów dyktatury Ceausescu. Udaje nam się stamtąd wydostać ;) po około pół godzinie stopowania (znów kiepskie miejsce) i jedziemy do Turdy, gdzie zostajemy wysadzeni na wylotówce i spotykamy 2 rozbawionych włochów, którzy (podróżowali na stopa w grupie około 20os.) częstują nas piwem :). W Turdzie, kierujemy się na Medias i łapiemy około 20 minut... mamy szczęście, zatrzymuje się gość, który jedzie, aż do Sighisoara i tak osiągamy serce Transylwanii. Jest późno, nocujemy jakieś 5km przed celem, który zobaczymy rano. Pokonujemy ok 350km jadąc 4 autami.
Mglisty poranek. Sighisoara.
Mglisty poranek. Sighisoara.


Wtorek. Piwko i kawa w przydrożnym barze :) i po chwili zatrzymuje się gość, autem "z kratką" - mówi wyłącznie po rumuńsku - jedziemy w dwie osoby na przednim siedzeniu ;) Policja? Machnął ręką i powiedział, że nie ważne - w tym momencie myślę - "Rumunia".
Sighisoara jest piękna, to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie. Po obiedzie na rynku starego miasta, zbieramy się do drogi. Spotykamy 3 młode dziewczyny z Polski - od tygodnia jeżdżą bezproblemowo we 3 i zmierzają do PL. Jest gorąco. Wychodzimy na wylotówkę w stronę Sybina, okazuje się, że cała trasa ma remont :( będzie ciężko... W ciągu 20min siedzimy w aucie i jedziemy w okolice miasta Biertan, a stamtąd do Sybina. Noc spędzamy pod Sybinem oglądając ze wzgórza jego panoramę.
Sighisoara.

Sighisoara.


Środa. Do Sibiu mamy kilka kilometrów... zatrzymuje się pierwszy samochód :) i mamy transport jak taksówką na samo stare miasto, które również robi na nas wrażenie, jednak wystarczy wyjść poza okolice rynku - by dostrzec jego prawdziwe - nieremontowane - oblicze. Jest 15 sierpnia i z powodu święta muzea są nieczynne. Obiad w restauracji na rynku starego miasta, gdzie bez problemu zostawiliśmy plecaki na czas zwiedzania spędzamy tam trochę czasu, gdyż ładujemy telefony i aparat. Wychodzimy na wylotówkę zmierzając ku mojemu celowi Trasie Transfogarskiej. Kierowca jednak podczas rozmowy zawozi nas do Monastyru Carta - w miejscowości jest bardzo dobry kemping z internetem w cenie :) jest wcześnie ogarniamy się i alkoholizujemy :) Dziś zrobiona zawrotna ilość 50km.
Sybin. Sibiu.

Sybin. Sibiu.

Sybin. Sibiu.



Czwartek. Z Carty szybko docieramy na początek drogi DN7C, czyli Trasy Transfogarskiej - co tu dużo mówić... Będą w Rumunii nie można tego przegapić. Stopa łapiemy około 20 minut - jedzie służbowo do stacji meteorologicznej w Balea Lac zatrzymując się we wszystkich miejscach, w których chcemy zrobić zdjęcia. Spacerujemy w nad jeziorem Balea podziwiając krajobraz. Przez skalny tunel liczący 884m przejeżdżamy z 3 niemcami, którzy jadą "ogórkiem" wewnątrz którego jest normalna domowa kanapa :). Podróż kończy się na pierwszym zakręcie za tunelem - Niemcy idą w góry, a my łapiemy dalej. Tu jest źle - stoimy prawie 2 godziny - mimo że samochodów jest sporo, to wszystkie wypchane rodzinami, które przyjeżdżają tam na pikniki. Widok jest nadal piękny, ale jak to w górach mimo słońca wietrznie i chłodno. Temp. na wysokości około 2000m npm jest niższa o co najmniej 10'C. Udało się :) z młodym małżeństwem jedziemy na zaporę nad jeziorem Vidraru, a następnie do Curtea de Arges, gdzie zwiedzamy cerkiew metropolitarną. Kolejny stop i jedziemy w okolice miejscowości Pitesti. Łącznie pokonujemy zaledwie 150km.
Transfagarashan. Trasa Transfogarska.

Transfagarashan. Trasa Transfogarska.

Transfagarashan. Trasa Transfogarska.

Balea Lac. Jezioro Balea.

Zapora jezioro Vidraru.

Monastyr Carta.
Monastyr Carta.

Transfagarashan. Trasa Transfogarska.

Zapora jezioro Vidraru.

Cerkiew metropolitarna. Curtea de Argeş
Cerkiew metropolitarna. Curtea de Argeş.


Piątek. Czas kierować się na autostradę, by nadrobić kilometry. Cel Morze Czarne. Pierwszy stop to kilka minut - młoda kobieta, która podwozi nas na wjazd na autostradę w Pitesti. Po chwili dostawczak i jedziemy do Bukaresztu, gdzie wysiadamy na autostradzie do Constanty. Tu z 15minut łapania i jedziemy. Zwiedzamy Konstance - największy port w Rumunii. Późne popołudnie chcemy jechać do Vama Veche, łapiemy stopa na wylotówce, ale jeszcze w mieście. Zatrzymuje się dwóch młodych rumunów, jadą do Mangalii, ale w drodze wyjątku podrzucą nas 15km do Vama :) około 19:00 jesteśmy nad morzem w Vama przejechawszy ok 400km.
Constanța. Pomnik Zwycięstwa.

Constanța.

Constanța.

Constanța.


Weekend spędzamy w Vama Veche - wszyscy na trasie znali tę niewielką miejscowość nad Morzem Czarnym, która w czasach komunizmu była nawet przez reżim uznawana za "oazę spokoju". Teraz wielka imprezownia, która w sezonie się tam nigdy nie kończy. Przy plaży mnóstwo knajpek, które nie przypominają polskich nadbałtyckich imprezowni - brak lansu... a ceny - piwo w knajpce 3-5RON w Polsce można pomarzyć ;)
Vama Veche.

Vama Veche.

Vama Veche.

Vama Veche.

Vama Veche.

Muszelki. Morze Czarne.

Vama Veche.

Vama Veche. Plaża.
Vama Veche. :)


Poniedziałek. Zaczynamy powrót do kraju. Podjeżdżamy parę kilometrów z parą, która sama zaproponowała podwózkę :) Po chwili mamy kolejnego stopa, który podrzuca nas na początek autostrady w Konstancie. Nie czekaliśmy długo, żeby złapać coś w stronę Bukaresztu, gdzie wysiadamy na przedmieściach. Na stacji benzynowej zatrzymuje się miły człowiek, który przewiezie nas przez Bukareszt - pokazując przy okazji miasto - zrobiliśmy parę kółek po mieście :) i trafiamy na wylotówkę. Stąd już 2 stopy i docieramy najpierw do Nanov, a później do Rosiori de Vede - jednego z najstarszych miast w Rumunii, gdzie bardzo rzucała się w oczy obecność gypsies, czyli cyganów. Podobnie jak w poprzednim kierunku zrobione 400km.

Wtorek. Ruszamy z Rosiori de Vede, droga przebiega w sposób jednym autem do kolejnej miejscowości. Przejeżdżamy przez Caracal, Craiova, Filiasi, Drobeta i Orsova. Chcemy zobaczyć Przełom Dunaju i przekroczyć granicę do Serbii, jednak przekraczamy granicę zbyt szybko pomijając najładniejsze miejsca Dunaju.

Miał być autostop w Rumunii, więc na tym zakończę. Dodam tylko, Serbia poza autostradą jest bardzo trudna do stopowania - w czasie prawie 3 godzin jazdy do Nisz minęliśmy może 100aut. W Serbii można łapać stopa na autostradzie, więc to ratuje sytuację i całą Serbię około 500km do granicy węgierskiej w Suboticy pokonujemy w jakieś 7 godzin. Następnego dnia łapiemy na przejściu granicznym - strzał w dziesiątkę - mamy serbskiego TIRa jadącego do Polski - Tychy są w zasięgu reki, gdyż wiezie puste puszki do piwa Tyskie - nie wiedziałem, że puszki do polskiego piwa przyjeżdżają z Serbii. Jedziemy jednym autem prawie 800km - całe szczęście polski i serbski są podobne, a Serbowie bardzo mili :)

Jeśli nadal zastanawiasz się, czy warto jechać do Rumunii - przestań - jedź!
Nasza trasa wyglądała mniej więcej w ten sposób:


Wyświetl większą mapę
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...