Nasza podróż (para damsko - męska, ze względu na łatwość podróżowania) rozpoczęła się 10 sierpnia od nocnego kursu Polskiego Busa z Warszawy do Rzeszowa. Następnie pociąg do Przemyśla gdzie byliśmy o 10 rano. Z dworca bus na przejście graniczne w Medyce, a stamtąd kolejny do Lwowa.
Kilkugodzinny spacer po Lwowie i nocny pociąg do miejscowości Sołotwyno, która jest przejściem granicznym z Rumunią.
Miał być autostop, a jak na razie przejazd komunikacją - dlaczego? Już tłumaczę, po pierwsze, ze względu na to, że jechaliśmy nocą, po drugie, ze względu na ceny. Odpowiednio wcześniej zarezerwowany Polski Bus 15PLN, pociąg Rzeszów - Przemyśl - 17PLN, bus do Medyki - 2PLN, bus do Lwowa 24UHA i pociąg Lwów - Sołotwyno - 80UHA (najdroższy bilet, przedział 4osobowy, choć byliśmy w nim sami :), sypialny). Czyli całkowity koszt Warszawa - przejście graniczne z Rumunią wyniósł ok. 87PLN, a można taniej, jeśli wybierzesz wagon o gorszych warunkach - ale uwaga podróż pociągiem trwa 13 godzin).
W ten sposób rankiem 12 sierpnia - niedziela - przekraczaliśmy granicę ukraińsko - rumuńską (Sołotwyno - Syhot Marmorski). Na przejściu granicznym, jeszcze mała niespodzianka - nie wpisali nas w system w Medyce i nie było nas oficjalnie w Ukrainie - 2 godz czekania na wyjaśnienie sprawy, która dotyczyła jeszcze 5 polaków, którzy zmierzali w góry.
Jeszcze parę słów o pieniądzach - leje rumuńskie -RON - w Polsce nie są popularne i dlatego drogie w Warszawie przed wyjazdem przelicznik 1:1 sprzedawane po 100RON. Warto jednak zakupić euro i sprzedać w Rumunii - wyjdziemy zdecydowanie na plus - dostaniemy nawet ponad 10% więcej w porównaniu zakupu RON w Polsce. Jednak Uwaga!!! w niedzielę w Rumunii nie wymienimy waluty, warto wziąć to pod uwagę.
Niedziela. W Sighetu Marmatiei odwiedziliśmy Miejsce Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu Sighet, które mnie nie zachwyciło, poza salą przedstawiającą polska Solidarność. Następnie Sapanta i słynny już Wesoły Cmentarz, który mimo deszczu robił wrażenie. Podobnie jak miejscowość, którą widzieliśmy tylko z samochodu Huta-Certeze - gdzie powala wielkość i przepych domów się tam znajdujących, gdzie na podjazdach bez problemu zobaczymy Ferrari i Corvetty - doskonały przykład dużego rozwarstwienia społeczeństwa rumuńskiego. W ten sposób dotarliśmy do Satu Mare, gdzie spędziliśmy noc. To było zaledwie 105km przejechane 3 autami w czasie około 4 godzin (razem ze zwiedzaniem Wesołego Cmentarza).
Poniedziałek. Ok 11 z przystanku autobusowego na wylotówce z Satu Mare startujemy dalej. Po kilkunastu minutach zatrzymuje się TIR, z którym zmierzamy na przedmieścia Zalau. ok 20 minut (nie ciekawe miejsce do łapania) i mamy dostawczaka, który zabiera nas do Cluj-Napoca, jednak mówi wyłącznie po rumuńsku i nie możemy się z nim dogadać i jesteśmy zmuszeni do korzystania z komunikacji miejskiej Cluj-Napoca (tracąc trochę czasu). Cluj-Napoca to przykład betonowych blokowisk utworzonych za czasów dyktatury Ceausescu. Udaje nam się stamtąd wydostać ;) po około pół godzinie stopowania (znów kiepskie miejsce) i jedziemy do Turdy, gdzie zostajemy wysadzeni na wylotówce i spotykamy 2 rozbawionych włochów, którzy (podróżowali na stopa w grupie około 20os.) częstują nas piwem :). W Turdzie, kierujemy się na Medias i łapiemy około 20 minut... mamy szczęście, zatrzymuje się gość, który jedzie, aż do Sighisoara i tak osiągamy serce Transylwanii. Jest późno, nocujemy jakieś 5km przed celem, który zobaczymy rano. Pokonujemy ok 350km jadąc 4 autami.
Mglisty poranek. Sighisoara. |
Wtorek. Piwko i kawa w przydrożnym barze :) i po chwili zatrzymuje się gość, autem "z kratką" - mówi wyłącznie po rumuńsku - jedziemy w dwie osoby na przednim siedzeniu ;) Policja? Machnął ręką i powiedział, że nie ważne - w tym momencie myślę - "Rumunia".
Sighisoara jest piękna, to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie. Po obiedzie na rynku starego miasta, zbieramy się do drogi. Spotykamy 3 młode dziewczyny z Polski - od tygodnia jeżdżą bezproblemowo we 3 i zmierzają do PL. Jest gorąco. Wychodzimy na wylotówkę w stronę Sybina, okazuje się, że cała trasa ma remont :( będzie ciężko... W ciągu 20min siedzimy w aucie i jedziemy w okolice miasta Biertan, a stamtąd do Sybina. Noc spędzamy pod Sybinem oglądając ze wzgórza jego panoramę.
Środa. Do Sibiu mamy kilka kilometrów... zatrzymuje się pierwszy samochód :) i mamy transport jak taksówką na samo stare miasto, które również robi na nas wrażenie, jednak wystarczy wyjść poza okolice rynku - by dostrzec jego prawdziwe - nieremontowane - oblicze. Jest 15 sierpnia i z powodu święta muzea są nieczynne. Obiad w restauracji na rynku starego miasta, gdzie bez problemu zostawiliśmy plecaki na czas zwiedzania spędzamy tam trochę czasu, gdyż ładujemy telefony i aparat. Wychodzimy na wylotówkę zmierzając ku mojemu celowi Trasie Transfogarskiej. Kierowca jednak podczas rozmowy zawozi nas do Monastyru Carta - w miejscowości jest bardzo dobry kemping z internetem w cenie :) jest wcześnie ogarniamy się i alkoholizujemy :) Dziś zrobiona zawrotna ilość 50km.
Czwartek. Z Carty szybko docieramy na początek drogi DN7C, czyli Trasy Transfogarskiej - co tu dużo mówić... Będą w Rumunii nie można tego przegapić. Stopa łapiemy około 20 minut - jedzie służbowo do stacji meteorologicznej w Balea Lac zatrzymując się we wszystkich miejscach, w których chcemy zrobić zdjęcia. Spacerujemy w nad jeziorem Balea podziwiając krajobraz. Przez skalny tunel liczący 884m przejeżdżamy z 3 niemcami, którzy jadą "ogórkiem" wewnątrz którego jest normalna domowa kanapa :). Podróż kończy się na pierwszym zakręcie za tunelem - Niemcy idą w góry, a my łapiemy dalej. Tu jest źle - stoimy prawie 2 godziny - mimo że samochodów jest sporo, to wszystkie wypchane rodzinami, które przyjeżdżają tam na pikniki. Widok jest nadal piękny, ale jak to w górach mimo słońca wietrznie i chłodno. Temp. na wysokości około 2000m npm jest niższa o co najmniej 10'C. Udało się :) z młodym małżeństwem jedziemy na zaporę nad jeziorem Vidraru, a następnie do Curtea de Arges, gdzie zwiedzamy cerkiew metropolitarną. Kolejny stop i jedziemy w okolice miejscowości Pitesti. Łącznie pokonujemy zaledwie 150km.
Monastyr Carta. |
Cerkiew metropolitarna. Curtea de Argeş. |
Piątek. Czas kierować się na autostradę, by nadrobić kilometry. Cel Morze Czarne. Pierwszy stop to kilka minut - młoda kobieta, która podwozi nas na wjazd na autostradę w Pitesti. Po chwili dostawczak i jedziemy do Bukaresztu, gdzie wysiadamy na autostradzie do Constanty. Tu z 15minut łapania i jedziemy. Zwiedzamy Konstance - największy port w Rumunii. Późne popołudnie chcemy jechać do Vama Veche, łapiemy stopa na wylotówce, ale jeszcze w mieście. Zatrzymuje się dwóch młodych rumunów, jadą do Mangalii, ale w drodze wyjątku podrzucą nas 15km do Vama :) około 19:00 jesteśmy nad morzem w Vama przejechawszy ok 400km.
Weekend spędzamy w Vama Veche - wszyscy na trasie znali tę niewielką miejscowość nad Morzem Czarnym, która w czasach komunizmu była nawet przez reżim uznawana za "oazę spokoju". Teraz wielka imprezownia, która w sezonie się tam nigdy nie kończy. Przy plaży mnóstwo knajpek, które nie przypominają polskich nadbałtyckich imprezowni - brak lansu... a ceny - piwo w knajpce 3-5RON w Polsce można pomarzyć ;)
Vama Veche. :) |
Poniedziałek. Zaczynamy powrót do kraju. Podjeżdżamy parę kilometrów z parą, która sama zaproponowała podwózkę :) Po chwili mamy kolejnego stopa, który podrzuca nas na początek autostrady w Konstancie. Nie czekaliśmy długo, żeby złapać coś w stronę Bukaresztu, gdzie wysiadamy na przedmieściach. Na stacji benzynowej zatrzymuje się miły człowiek, który przewiezie nas przez Bukareszt - pokazując przy okazji miasto - zrobiliśmy parę kółek po mieście :) i trafiamy na wylotówkę. Stąd już 2 stopy i docieramy najpierw do Nanov, a później do Rosiori de Vede - jednego z najstarszych miast w Rumunii, gdzie bardzo rzucała się w oczy obecność gypsies, czyli cyganów. Podobnie jak w poprzednim kierunku zrobione 400km.
Wtorek. Ruszamy z Rosiori de Vede, droga przebiega w sposób jednym autem do kolejnej miejscowości. Przejeżdżamy przez Caracal, Craiova, Filiasi, Drobeta i Orsova. Chcemy zobaczyć Przełom Dunaju i przekroczyć granicę do Serbii, jednak przekraczamy granicę zbyt szybko pomijając najładniejsze miejsca Dunaju.
Miał być autostop w Rumunii, więc na tym zakończę. Dodam tylko, Serbia poza autostradą jest bardzo trudna do stopowania - w czasie prawie 3 godzin jazdy do Nisz minęliśmy może 100aut. W Serbii można łapać stopa na autostradzie, więc to ratuje sytuację i całą Serbię około 500km do granicy węgierskiej w Suboticy pokonujemy w jakieś 7 godzin. Następnego dnia łapiemy na przejściu granicznym - strzał w dziesiątkę - mamy serbskiego TIRa jadącego do Polski - Tychy są w zasięgu reki, gdyż wiezie puste puszki do piwa Tyskie - nie wiedziałem, że puszki do polskiego piwa przyjeżdżają z Serbii. Jedziemy jednym autem prawie 800km - całe szczęście polski i serbski są podobne, a Serbowie bardzo mili :)
Jeśli nadal zastanawiasz się, czy warto jechać do Rumunii - przestań - jedź!
Nasza trasa wyglądała mniej więcej w ten sposób:
fajna przygoda :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajna wyprawa:) gratuluję wyjazdu
OdpowiedzUsuńi właśnie dzięki Twojej relacji jestem o krok bliżej do zwiedzenia Rumunii, dodane na liste miejsc do odwiedzenia do końca życia (:
OdpowiedzUsuń